Wpis 2019-04-22, 19:59
Od długiego czasu, czekałam na ten dzień.
Na dzień, w którym usiądę i napiszę.
O, ironio. Nie wiem co napisać.
Wiem jedno.
Czuję się źle. Okropnie źle. Tak źle, że całe moje ciało, choć zewnętrznie pozornie jest całe, to wewnątrz płonie. Płonie od strachu, od niepewności, od wszystkich złych emocji, które we mnie siedzą. Gdyby nie ten cud, który leży dwa metry dalej w swoim łóżku, to jestem pewna, że już by mnie tu nie było. Nie pisałabym tego. Nie istniałabym.
Czuję się przytłoczona wszystkimi emocjami, jakby każda komórka mojego ciała wypełniona była strachem i bólem. Do tego, mam wrażenie, że moje ciało, powoli słucha głowy- zaczynając od ciągłych mdłości do ogromnej senności.
Speaking of which- najchętniej przespałabym ten czas. Tylko czy on kiedyś minie?
Staram przypominać sobie wszystkie niepowodzenia w życiu i jak bardzo o nich nie pamiętam- z perspektywy czasu.
Ale... myślę, że to wlaśnie poczynając od tych młodzieńczych niepowodzeń, do tych dzisiejszych- myślę, że to dlatego znajduję się tu i teraz.
W miejscu przepełnionym mrokiem, miejscu z którego nie da się uciec. Z którego mój umysł nie potrafi uciec.
Kiedykolwiek chcę się od tego uwolnić... to mnie dogania i przywiera do ziemii tak mocno, że czasem ciężko złapać oddech...
Opowiem Ci jak wygląda moja depresja...
Wstajesz. Jednego dnia, czujesz, że jest lepiej. Drugiego, od samego początku, od kiedy tylko otworzysz oczy, wiesz, że to jest ten dzień.
Idziesz wykonać poranną toaletę- przy myciu zębów dopada Cię-
ni stąd nie zowąd zaczyna szeptać Ci:
"Co powiedzą w pracy?", "Rodzina pewnie się Ciebie wstydzi", "w końcu Cię zwolnią","na pewno już o Tobie mówią", "nikt Cie nie lubi", "nikt Cie nie kocha","nikomu nie zależy".
Zamykasz oczy. Wewnętrznie czujesz się tak jakby w Twoje ciało wbijane bylo miliony szpilek. Twój oddech staje się jakby płytszy. Chociaż chciałabyś- nie wiesz jak sobie z tym poradzić... Czekasz.
Zrywasz się, bo widzisz, która godzina. Palisz papierosa, ubierasz buty, zawozisz dziecko do przedszkola.
Jadąc autem, dopada Cię.
-"w przedszolu pewnie myślą, że nie radzisz sobie z własnym dzieckiem", "znowu ma brudne buty- matka nic o niego nie dba", "zabiorą Ci go".
Nagle uświadamiasz sobie, że mocniej ściskasz kierownicę. Masz ochotę zniknąć. Chociaż na 10 minut znaleźć się w miejscu, w którym nie czuć nic.
Oddychasz, pozornie głębiej, jakby miało Ci to pomóc. Głupia- nie pomaga.
Wysiadasz z auta, wchodzisz do pracy- uśmiechasz się.
Śmiejesz z żartów, sama żartujesz. Trochę tak jakby nic w ciągu ostatnich godzin odkąd wstałaś, nie stało się.
NIKT, ale to nikt nie podejrzewa co dzieje się w Twojej głowie.
rozmawiasz ze znajomym w pracy i przychodzi ON:
-"wzięłabyś się za pracę, wszyscy będą o Tobie mowić", "nawet w pracy nie potrafisz sobie poradzić", "niedołęga życiowa", "śmiech na sali"
Zasiadasz za komputerem i przez chwilę gapisz się w tapetę, myśląc niby o niczym, a jednocześnie czując jakbyś odbywał walkę sam ze sobą.
Zamykasz oczy i dramat- masz ochotę drapać się po całym ciele, szarpać za włosy, płakać, byleby ten świąd w ciele i duszy minął. Na chwilę ustaje. Sam nie wiesz czemu.
Wracasz do domu, bawisz się z dzieckiem, idziesz na siłownię, wracasz, kąpiesz dziecko, kładziesz spać. W między czasie doznałeś z 6 kolejnych ataków, ale żyjesz. Bo musisz. Nie dlatego, że chcesz. Bo nie chcesz. Ale dbasz o tą jedną kruchą istotę, dla której jesteś całym światem. Ale jednocześnie czujesz, że bez Ciebie byłoby jej lepiej.
Kładziesz się spać, nareszcie, upragniony sen, który przynosi ukojenie. Ale zanim uśniesz właśnie w tym momencie następuje kulminacja.
Walczysz z tym w każdy sposób- gapisz się w telefon, byleby nie myśleć, oglądasz tv i gdy tylko pojawi się reklama wracasz do telefonu.
okropnie boisz się tych reklam, bo to moment, w którym mózg nie ma na czym się skupić. Zostajesz Ty i Twój umysł.
Ty i Twoja depresja.
Codziennie.
Nieustannie.
Opowiem Ci o sobie.
Kocham muzykę, tańczę ze słuchawkami w uszach, tak jakby świat nie istniał.
Nienawidzę muzyki. Przypomina mi o złych chwilach, potrafi sprawić, że czuję się źle. Wyłączam radio, przełączam kanały z muzyką tak szybko, jakby parzył.
Lubię ludzi. Kocham rodzinę, bliskich przyjaciół. Kocham się śmiać. Chce mówić o tych rzeczach i bywa, że o nich mówię.
Nienawidzę się żalić. Mam wytrzuty sumienia, wciąż myślę, co sobie ludzię myślą, gdy dzielę sie swoimi problemami. Lubię być sama i nienawidzę być sama.
Kocham swoje dziecko. Bezsprzecznie, bezwarunkowo, nad życie. Niezmiennie, wciąż mocniej z każdym dniem.
Mam ochotę płakać.
Boję się płakać.
Myślę o śmierci.
Boję się śmierci.
Nienawidzę miejsca, w którym jestem.
Witaj, jestem Agata. Dziewczyna skomplikowana, a jednocześnie prosta. Rozstargniona, z problemami, kochająca się śmiać.
Boję się każdego dnia, każdej chwili.
I już nie wiem jak sobie pomóc.
Boję się jutra.
Naprawdę się boję...